Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pierwsze wrażenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pierwsze wrażenie. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 czerwca 2014

Naked 3- makijaż oraz pierwsze wrażenie.

Och jak to dobrze jest znać ludzi, którzy mają świra na tym samym punkcie co my. Mi dzięki YouTubowi udało się poznać wiele bardzo ciekawych osób a jedną z nich jest Asia BeeMajaStyle. Z Asią odwiedzamy się regularnie a przy okazji takich wizyt oczywiście zawsze przegrzebujemy dogłębnie nasze toaletki- wymieniamy się kosmetykami, odlewkami, odsypkami, odkrawkami... co tu dużo mówić moja kosmetyczka po powrocie jest zawsze o wiele bogatsza niż w momencie wyjazdu.

Będąc ostatnio z wizytą skorzystałam z okazji, że Asia posiada paletę Urban Decay Naked 3. Udało mi się zrobić kilka ogólnych ujęć ale z góry zaznaczam, że nie będzie to post z typową prezentacją każdego poszczególnego koloru, kosmetyk nie jest mój więc nie chciałam go tak bezczelnie macać. Paletka na szczęście jest tak popularna, że bez problemu uda się Wam znaleźć takie fotki w sieci.
Wykonałam też jeden makijaż, który chciałabym Wam zaprezentować, mam nadzieję, że się spodoba ☺.

Mój problem w takim przypadku zawsze jest taki sam- makijaże wykonuję dość spontanicznie nie zwracając uwagi na to po które odcienie sięgam. Postaram się jednak możliwie jak najlepiej opisać Wam jak krok po kroku powstawał poniższy look.
Cienie nakładałam na bazę Zoeva. Na całej powiece wylądował Surnout a powyżej załamania roztarłam Limit. Zewnętrzny kącik przyciemniłam Mugshot, ten odcień przeciągnęłam również wzdłuż załamania. Teraz zaczynają się schody- pomiędzy Surnout a Mugshot wylądował jakiś kolor transferowy, wydaje mi się, że mógł to być Liar, ale nic sobie za to nie dam obciąć. Wewnętrzną część oka oraz całą górną granicę rozświetliłam przy pomocy Strange, który jest moim zdaniem pięknym kolorem, gdybym posiadała tą paletę cień ten najprawdopodobniej najszybciej zostałby wykończony. Na środek powieki palcem wklepałam odrobinę Dust- cień jest dość podobny do Surnout z tym, że posiada pięknie rozświetlające drobinki. Delikatna kreska powstała przy użyciu Blackheart. Dolna powieka to połączenie Mugshot i... hmm... nie, pojęcia nie mam, nie będę wymyślać, granica w każdym razie została również roztarta Strange. Tusz pochodzi z Catrice.

Jeżeli chodzi o jakość palety to jak na Urban Decay przystało jest super. Cienie są bardzo dobrze napigmentowane, doskonale się rozcierają i łączą ze sobą, jednym słowem świetnie się z nimi pracuje. Jedyny minus jaki w nich zauważyłam to fakt, że lubią się osypywać przy aplikacji. Kompozycja kolorystyczna również jest bardzo udana, amatorki neutralnych makijaży będą z nią miały dużo zabawy. Moim zdaniem ta paleta, zresztą tak samo jak pozostałe Neked'y najlepiej sprawdzą się u osób, które szukają uniwersalnych zestawień na zasadzie "kupuję raz a dobrze", jednak dla mnie to nie jest "must have".

Pozdrawiam ♥

środa, 11 czerwca 2014

Balea Elektrischer Hornhaut Entfern- pierwsze wrażenie

Kilka dni temu na moim Instagramie (na którego Was przy okazji szczerze zapraszam) opublikowałam zdjęcie nowości która pojawiła się w drogeriach dm. Nowość to Balea Elektrischer Hornhaut Entferner. Pod tą groźnie brzmiącą nazwą skrywa się elektyczna tarka do stóp która jest niczym innym jak tańszym odpowiednikiem znanej tarki Scholl.
Zacznijmy od tego co to znaczy "tańszy odpowiednik". O tyle co cena wspomnianej tarki Schol to niecałe 40 euro Balea oferuje swój produkt za niecałe 20 euro. Dodatkowo ja wykorzystałam część punktów z karty Payback więc w efekcie końcowym zapłaciłam niecałe 10 euro (happy face)
W zestawie dostajemy oczywiście naszą tarkę oraz 4 pilniki. Niebieskie to wersja mocno ścierająca, koralowe to jak łatwo się domyśleć wersja delikatniejsza. Sprzęt zasilany jest dwoma bateriami typu AA, które również znajdziemy w opakowaniu.
Producent oczywiście zapewnia, że przy pomocy tarki pozbędziemy się suchej i szorstkiej skóry na stopach. Dodatkowo ma ona wbudowaną funkcję automatycznego zatrzymywania się przy zbyt mocnym nacisku. Na to urządzenie mamy 3 lata gwarancji.
Jak łatwo się domyśleć tuż po powrocie do domu postanowiłam przetestować moje małe cacko. Od początku muszę zaznaczyć, że jestem osobą która o stopy generalnie stara się dbać, ale nie jestem jakoś szczególnie przeczulona. Regularnie ścieram zrogowaciałą skórę, względnie regularnie kremuję stopy na noc (oczywiście im cieplej na dworze tym częściej wykonuję tą czynność). Raz na jakiś czas nawet staram się zrobić coś ekstra jak natarcie stóp maścią nagietkową i otulenie ich ciepłymi skarpetami (baaardzo polecam, daje świetne efekty).
Jakież wielkie było moje zdziwienie kiedy podczas pierwszego użycia a moich względnie dobrze wypielęgnowanych stóp zaczęła się sypać ogromna ilość startego naskórka. Już po chwili naokoło mnie było wręcz biało (śnieg w czerwcu?), kilkukrotnie przerywałam zabieg żeby oczyścić pilnik, a stopy z chwili na chwilę robiły się coraz gładsze i gładsze...

Tak jak wspomniałam wyżej sprzęt ma wbudowaną funkcję automatycznego zatrzymywania się przy zbyt wielkim nacisku, której mi stety/niestety nie udało się sprawdzić. Uważam, że już delikatne przykładane pilnika w zupełności wystarczy żeby uzyskać pożądany efekt a mocniej bałam się przycisnąć w obawie, że zrobię sobie krzywdę.
Dodam jeszcze, że początkowo zastanawiałam się czy gładki plastik obudowy będzie wyślizgiwać się z ręki podczas używania, ale na szczęście obawy te okazał się całkowicie bezpodstawne- urządzenie bardzo pewnie i stabilnie leży w dłoni.
Ciężko powiedzieć na ile użyć wystarczy jedna rolka. Po pierwszym razie pilnik jest wiąż bardzo ostry. Sama wymiana jest dziecinnie łatwa. Zapasowe rolki kupuje się w opakowaniu po 2 sztuki (niebieska + koralowa) a ich cena to o ile się dobrze orientuję około 8 euro.

Czy polecam? Ja po pierwszym użyciu jestem absolutnie zachwycona ale podkreślam że moja opinia to tylko pierwsze wrażenie... i tak, zdaję sobie sprawę, że zwieńczeniem tego posta powinno być zdjęcie moich gładziutkich stópek, ale podczas przygotowywania fotek jakoś na to nie wpadłam, wybaczcie ☺
Pozdrawiam ♥

czwartek, 5 czerwca 2014

Balea Dusch-Soft-Öl Balsam recenzja + Nivea In-Dusch Body Milk pierwsze wrażenie.

Ostatnio pisałam tylko pozytywne opinie więc dziś dla równowagi we wszechświecie postanowiłam sobie trochę pomarudzić. Chciałabym Was zaprosić na recenzję kosmetyku firmy Balea Dusch-Soft-Öl Balsam.
Ideę balsamów pod prysznic wprowadziła oczywiście Nivea, jednak pierwszym kosmetykiem tego typu który trafił w moje ręce jest brzoskwiniowa wersja Balei przeznaczona dla osób o bardzo suchej skórze. Zawiera "bogaty kompleks olei" roślinnych i faktycznie jeżeli zagłębimy się w skład to na wysokich miejscach znajdziemy olej słonecznikowy, olej z awokado, olej ze słodkich migdałów a ponad to masło shea i glicerynę. 
Kosmetyk ma bardzo lekką konsystencję i neutralny zapach. Jego używanie szybkie i proste, kiedy jednak przyszło mi ocenić efekty działania poczułam lekkie rozczarowanie...
Ok, żeby nie było skóra po nim nie jest ani sucha ani szorstka, ale śpieszę dodać, że ciało mam raczej normalne. W pierwszej chwili można nawet wyczuć lekki film jednak po krótkim czasie on znika a my zostajemy z uczuciem, że nic właściwie nie zrobiliśmy....
Dodam jeszcze, że zarówno Balea jak i Nivea twierdzą, że balsamy pod prysznic to idealne rozwiązanie dla osób zabieganych, że używając ich będziemy oszczędzać nasz cenny czas. Szczerze? Może faktycznie uda się nam zaoszczędzić... no nie wiem... 2 minuty, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę efekty to okaże się, że czas poświęcony na natarcie się tym cudem straciliśmy bez sensu i nawet dość niska cena Balei nam tego nie zrekompensuje. 
Osobiście nie polecam tego kosmetyku nikomu a osoby o faktycznie bardzo suchej skórze wręcz przed nim ostrzegam.


Właściwie w tym wpisie chciałam tylko opisać swoje doświadczenia w powyższym jegomościem, ale będąc ostatnio u koleżanki zauważyłam pod prysznicem kosmetyki z Nivei. Z ciekawości zapytałam jakie jest Jej zdanie na ich temat i ku wielkiemu zaskoczeniu usłyszałam, że używa ich z wielkim zadowoleniem, od razu też zaznaczyła mi, że biała wersja (In-Dusch Body Lotion) jest Jej zdaniem o niebo lepsza. Dodatkowo dowiedziałam się, że w drogeriach pojawiły się miniaturki In-Dusch Body Milk, no więc postanowiłam sprawdzić na sobie działanie oryginału.
Od razu dodaję, że miniaturka to tylko 50 ml a nie 400 ml jak w przypadku Balei. Ta ilość wystarczyła mi dokładnie na jedno użycie, więc poniższa opinia to tylko pierwsze wrażenie.
Konsystencja jest jeszcze luźniejsza od Balei a zapach typowy dla klasycznych produktów Nivei. Skład nie tak ciekawy- produkt właściwie oparty jest na parafinie, ale mi akurat ona nigdy jeszcze krzywdy nie zrobiła, więc nie widzę powodu dla którego miałabym jej unikać.
Po użyciu na skórze wyczuwalny jest film, który o wiele lepiej się utrzymuje, dalej jednak nie można nazwać tego idealnym nawilżeniem. Jak na moje oko w przypadku tej wersji gra dalej nie jest warta świeczki.... choć przyznam, że Lotion mnie teraz kusi... (a niech Cie Aśka!!!☺)

Na koniec składy obu produktów:
Znacie? Lubicie?
Pozdrawiam ♥

niedziela, 2 grudnia 2012

MATRICIUM- pierwsze wrażenia

Minęło 10 dni odkąd podjęłam sie testowania preparatu MATRICIUM więc zgodnie z obietnica zapraszam Was na opis pierwszych spostrzeżeń.

Nie będę Wam ponownie wymieniać cóż takiego obiecał nam producent, a trzeba przyznać, że obiecał wiele, po te informacje odeśle Was do 1 posta który powstał na ten temat KLIK.

Zacznę może od kilku "technicznych" spostrzeżeń na temat tego preparatu.
Kuracja zaplanowana jest na 30 dni i podzielona na 30 ampułek o wielkości 1 ml sztuka. Wieczorem przed aplikacją kremu na noc wmasowujemy zawartość ampułki w twarz, skórę wokół oczu, szyję i ewentualnie dekolt. Wiem, że cześć testujacych dziewczyn dzieliła porcję preparatu na 2 części- ważność zawartości to 12 h od momentu otwarcia a do tego niewątpliwą zaleta jest budowa opakowania, które można ponownie zamknąć- ja jednak zużywałam wszystko od razu.

Produkt ma konsystencję lekko zagęszczonej wody lub bardzo rozwodnionego żelu jak kto woli :). Łatwo sie rozprowadza i błyskawicznie wchłania nie pozostawiając żadnego filmu na skórze. Ma bardzo delikatny, neutralny zapach- na początku nie potrafiłam dojść do tego cóż mi to przypomina, aż w końcu na jednym blogu znalazłam porównanie do zapachu wody spod gotowanych ziemniaków i to jest moim zdaniem dokładnie to :D. Zapach oczywiście nie utrzymuje sie na skórze.

Przejdzmy jednak do kluczowej kwestii czyli działania preparatu.
Przyznaje, że na początku bardzo sceptycznie podchodziłam do tego, że pierwszy post z opisem efektów kuracji miał sie pojawić po tak krótkim czasie stosowania. Nie bardzo chciało mi sie wierzyć w to, że po 10 dniach coś sie zauważalnie zmieni, a dziś z niemały, zaskoczeniem stwierdzam, że efekty faktycznie są.

Po pierwsze moja skóra jest przepięknie nawilżona. Stała się też inna w dotyku- przychodzą mi do głowy tylko przymiotniki mięsista i gęsta.
Ogromną różnice zauważyłam podczas nakładania pokładu- ostatnio skarżyłam się na to, że podczas aplikacji mam efekt ciasta na twarzy niezależnie od tego, po którą sztukę sięgam, oczywiście to można było ładnie rozpracować, ale musiałam poświęcać na to dodatkowy czas. W tej chwili każdy podkład który posiadam przepięknie rozprowadza sie i stapia ze skóra.  
Ponad to moja skóra jest wyraźnie rozjaśniona co mam nadzieję będziecie mogli zobaczyć na zdjęciach i co zauważyły nawet osoby z mojego otoczenia. Siostra gdy zobaczyła mnie dokładnie w 10 dniu kuracji stwierdziła że moja twarz wyglada o wiele zdrowiej.
Niestety wysyp niedoskonałości który mnie ostatnio nęka trwa nadal. Przyczyną są sprawy zdrowotne a nie zmiana pór roku jak początkowo przypuszczałam. Oczywiście MATRICIUM nie jest preparatem antytrądzikowym, ale zdaje sobie sprawę z tego, że trochę to nieciekawie wyglada na zdjęciach prezentujących efekty.

Przed:
Po 10 dniach:
Podsumowując ja widzę progres co mnie bardzo cieszy, a test się jeszcze nie skończył  :)
Pozdrawiam :*

czwartek, 12 kwietnia 2012

SEPHORA- zakupy


Akcja "przynieś zużyty kosmetyk a dostaniesz -50% na podobny produkt marki SEPHORA" prawie przeszła mi koło nosa. Zazdrościłam jej Wam strasznie. Za każdym razem gdy zaglądałam do mojej magicznej szufladki z kosmetykami w oczy rzucały mi się rzeczy których mogłabym się bez żalu pozbyć, jednak data urlopu w Polsce nijak nie chciała pokryć się z czasem trwania promocji....

Na szczęście istnieje twitter (Boże dziękuję Ci za internet) i życzliwi ludzie. Pewnego wieczoru wylałam swe żale Magdzie 77gerda, która zaoferowała mi pomoc w zakupach. Dziś więc chciałabym Wam te moje zakupy zaprezentować. Nie ma tego dużo- jednak ciężko jest kupować kiedy nie można pomacać i pooglądać produktu...




Jedną z tych rzeczy które chciałam przetestować to SEPHOR'owe podkłady. Zdecydowałam się na Brightening & Hydrating Foundation. 
Kosmetyk zamknięty jest w estetyczną buteleczkę z pompką. Pojemność to tylko 20 ml. Przy cenie 59 zł nie zdecydowałabym się na niego- 30 zł brzmiało zachęcająco :).


Niestety podkład okazał się za żółty. Moja cera w takim kolorze wygląda ziemisto- jakbym była chora i niewyspana. 
Na szczęście kosmetyk znalazł szczęśliwego właściciela- spasował mojej sis :)







Drugi kosmetyk to sławny już eyeliner.
Wybrałam odcień taupe który okazał się być idealnym kolorem na dzień.
Liner ma wygodną końcówkę i intensywny pigment.
Jest bardzo wygodny w użyciu i trwały- wprawdzie użyłam go do tej pory tylko raz, ale wytrzymał cały dzień bez uszczerbku.

Koszt w promocji to około 20 zł




Ostatnia zdobycz to pędzel do minerałów oznaczony numerem 45.
Jaki on jest cudowny, jaki miękusi, no fantastyczny no!!! Pięknie rozkłada mineralny puder na twarzy, jestem bardzo zadowolona z tego zakupu.

Koszt w promocji to około 32,5 zł







Z życzliwości Magdy skorzystała też moja sis, która postanowiła przetestować róże do policzków. Wydaje mi się, że zdjęcia kolorów mogą się komuś przydać, więc pokażę je Wam tutaj.
Róże są bardzo aksamitne w dotyku, ładnie się rozcierają na buzi i są dość trwałe- tak przynajmniej opowiadała mi o nich siostra. Odkąd je kupiła codziennie sięga po nr 10 :)

Koszt w promicji to około 20 zł


Madziu dziękujemy jeszcze raz za pomoc w zakupach :*

Pozdrawiam :*

sobota, 7 stycznia 2012

Sense of Bio- pierwsze wrażenie + ROZDANIE [zamknięte]

Chciałabym Was dziś zaprosić do wzięcia udziału w zabawie organizowanej na moim blogu. Mam dla Was 3 szampony organiczne z polskiej firmy Sense Of Bio KLIKZanim jednak powiem Wam w jaki sposób możecie je wygrać pokrótce przedstawię swoje zdanie na temat tego produktu.


Szampon ten opisywany jest jako produkt, który ma przeciwdziałać wypadaniu włosów- jego składnikiem aktywnym jest wyciąg z orzecha Babassu. Jak zapewne wiecie ja mam problemy z wypadającymi włosami, niestety w moim przypadku okazało się, że związane są one ze stanem chorobowym skóry głowy, ale o tym opowiem Wam innym razem...



Szampon ma przyjemny, delikatnie cytrusowy zapach. Nałożony na włosy dobrze się pieni.
Chciałabym jednak zaznaczyć, że większość szamponów naturalnych bardzo dogłębnie oczyszcza włosy- do tego stopnia, że są one szorstkie w dotyku i trudne do rozczesania. Osoby które walczą z nadmiernym wypadaniem na pewno nie chciałyby narażać się dodatkowo na wyrywanie włosów, polecałabym więc dokupić sobie jakąkolwiek naturalną odżywkę, która ułatwi rozczesywanie po myciu.



Ja w każdym razie ze względu na swoją dolegliwość musiałam przestać używać ten produkt i przestawić się na kosmetyki leczące, nie umiem Wam więc odpowiedzieć na najważniejsze pytanie- czy szampon faktycznie pomaga przy problemie wypadających włosów, ale używa się go moim zdaniem bardzo przyjemnie :D

Kosmetyk nie zawiera PEG, parabenów, SLS, silikonów, GMO, barwników, nie jest testowany na zwierzętach.

Pojemność 250 ml


Skład:

Zasady rozdania:
  1. W zabawie może wziąć udział każda osoba która jest publicznym obserwatorem mojego bloga, i która w razie niepełnoletności otrzymała zgodę od rodziców lub prawnych opiekunów na ewentualne przekazanie mi swoich danych osobowych.
  2. Zgłoszeniem do zabawy jest komentarz umieszczony pod tym postem, w którym opiszecie mi jakie są Wasze włosy i w jaki sposób pielęgnujecie je na co dzień- jakich kosmetyków używacie, jakie produkty polecacie, może sami robicie maseczki, wcierki, łykacie suplementy diety itd. Wydaje mi się, że tego typu wpisy mogą okazać się kopalnią wiedzy dla osób które szukają dobrych, sprawdzonych sposobów na piękne i zdrowe włosy. Wszystkie komentarze, które nie będą odpowiadały na pytanie konkursowe nie będą brane pod uwagę. 
  3. Do zabawy można się zgłosić tylko raz. 
  4. Każda forma łamania zasad karana będzie dyskwalifikacją. 
  5. Zabawa trwa do 11.01.2012 roku do 23:59.
  6. Zwycięzców wybiorę drogą losowania, a wyniki opublikuję na blogu. Dołożę wszelkich starań do tego, żeby ten post pojawił się 12.01. Od momentu opublikowania czekam 2 dni na kontakt i przesłanie adresu do wysyłki nagrody na mojego maila. Jeżeli w ciągu wyznaczonego czasu zwycięska osoba lub osoby nie skontaktują się ze mną założę, że dobrowolnie zrezygnowały z nagrody i ponownie dokonam losowania. 

Życzę powodzenia i pozdrawiam :*

czwartek, 5 stycznia 2012

Biedronkowe zdobycze.

O kosmetykach BeBeauty z Biedronki słyszałam wiele pozytywnych słów. Produkty te są chwalone za bardzo dobrą jakość i przystępna cenę, nie ma się więc co dziwić, że po tylu pochwałach znalazły się one na mojej liście zakupów urlopowych.
Oto one:





Micelarny żel do mycia i demakijażu 
To moje spełnienie marzeń. Od zawsze szukam produktu którym mogłabym pod prysznicem umyć całą buzię nie wyłączając oczu.
Na razie jestem na etapie testów, ale kosmetyk już szczerze polubiłam, mam już w zapasie 3 kolejne buteleczki :D.
Jeżeli chodzi o demakijaż to oczywiste dla mnie było od początku, że produkt ten nie poradzi sobie z bardzo mocnym makijażem wykonanym przynajmniej  w części  kosmetykami wodoodpornymi, nie mam mu więc tego za złe.
Żel przyjemnie się pieni i ma delikatny, bardzo miły zapach.

Pojemność: 150 ml
Cena: 4,99 zł





Opis producenta i skład:


Spa- Peeling do ciała.
Peeling ma postać rzadkiej galaretki. W środku zatopione są drobiny ścierające różnej wielkości. Zapach jest bardzo intensywny, trochę nawet zbyt intensywny, ale podczas wykonywania zabiegu nie przeszkadza. Miałam możliwość wąchania peelingu winogronowego i zapach tego wydaje mi się przyjemniejszy. 
Po pierwszych próbach mam bardzo pozytywne wrażenie- kosmetyk świetnie ściera martwy naskórek.

Występuje w 3 wariantach zapachowych: borówka, mango, winogrono. 
Pojemność: 200 ml
Cena: 5,99 zł

Opis producenta i skład:

Regenerujący balsam do ciała.
Wygładzająca formuła
O tym balsamie nie mogę Wam jeszcze za dużo powiedzieć, nie używam go bo muszę wykończyć inne smarowidła.
Wiem jedynie, że ma bardzo przyjemny, świeży zapach i szybko się wchłania.

Chciałabym Wam natomiast zwrócić uwagę na jedną rzecz- mówi się, że kosmetyki z BeBeauty, robi dla Biedronki między innymi firma Tołpa- mało tego- ponoć są to dokładnie te same produkty zamknięte w inne opakowania. Postanowiłam więc to sobie sprawdzić na przykładzie tego balsamu. Znalazłam w sklepie balsam Tołpy Wygładzający balsam odżywczy do ciała i zrobiłam zdjęcie składu- jest kropka w kropkę taki sam, zresztą porównajcie sami :).

Pojemność: 200 ml
Cena: 4,99 zł (z tego co pamiętam to była promocja, stała cena to chyba 5,99 zł, proszę o poprawienie mnie jeżeli macie informacje na ten temat)






Opis producenta i skład:

Skład balsamu z firmy Tołpa:

Pozdrawiam :*





PS. Wyniki mojego konkursu makijażowego będą wkrótce, mam bardzo trudny orzech do zgryzienia, proszę o cierpliwość :D

poniedziałek, 26 września 2011

e.l.f. beauty book- bright eye edition

Chciałabym Was dziś zaprosić na prezentację palety z firmy e.l.f.- beauty book, co zabawne paleta faktycznie ma formę książki :). Ja zdecydowałam się na bright eye edition


W środku znajduje się lusterko, 12 cieni  do powiek, czarna kredka, podwójny aplikator do nakładania cieni oraz opis krok po kroku na "perfekcyjny makijaż".


Zanim zdecydowałam się na to, którą paletę z oferowanych przez firmę wybiorę szukałam w sieci zdjęć, które dałyby mi ogląd tego co do mnie przyjdzie w rzeczywistości. Z niemałym zaskoczeniem stwierdzam, że niewiele jest zdjęć dobrej jakości (bo zdjęć jako takich jest oczywiście multum) Więc niemalże za punkt honoru postawiłam sobie zrobienie dobrych zdjęć powyższej palety i mam nadzieję, że mi się to udało:


1 rząd:


2 rząd:

 3 rząd:

Na temat samej palety mogę powiedzieć na razie tyle:
Po pierwsze podoba mi się kompozycja kolorów, która daje nam wiele możliwości.
Jeden cień (1 rząd 1 cień od prawej) jest kiepskiej jakości- przeciera się tworząc prześwity przy najmniejszej próbie rozcierania, choć przyznaję, że nie nakładałam go jeszcze na powiekę, zniechęciłam się do niego podczas tworzenia prezentacji na ręce. Pozostała 11 zapowiada się świetnie :D.
Kolejnym plusem jest dla mnie to, że zawarte tu kolory nie są przesadnie nasycone co powoduje, że po cienie te można spokojnie sięgać na co dzień bez obawy przerysowania.
Reasumując mogę powiedzieć, że z zakupu tego jestem bardzo zadowolona.

Jestem bardzo ciekawa tego czy macie może jakieś palety z elfa i co o nich sądzicie. Będę wdzięczna za komentarze :D

Pozdrawiam :*

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...